Wracając dzisiaj ze szkoły kupiłam Focusa i przeczytałam artykuł o substancjach wspomagających
działanie umysłu. Wg tego tekstu, przepis na idealny i nieszkodliwy stymulant
to kawa+zielona herbata. Urzeczona prostotą przepisu i pchnięta do działania
dostępnością produktów, wlałam w siebie kolejno podwójne espresso i pół litra
mocnej zielonej herbaty z liści. Po zażyciu cudownej mieszanki włączyłam
składankę Mozarta, zasiadłam do biurka i… jak nie zaczęłam myśleć!
(Pragnę
podkreślić, że kawy nie pijam często, więc mój organizm zdecydowanie zauważa
obecność kofeiny)
To myślenie przywiodło mnie tutaj, na Dziennik Szaleńca,
który był już niegdyś pełen wpisów, przemyśleń, nawet komentarze się zdarzały,
ale ostatecznie stał się miejscem, w którym pisałam głównie o tym, że nie
piszę.
Nie wiem, czy to stymulant z gazety, czy muza, ale coś mnie
natchnęło!
Zdałam sobie sprawę z tego, iż ostatnimi czasy moje problemy
zniknęły. Nie chcę zapeszać, ale znów wydaje mi się, że mam coś mądrego do
powiedzenia, a to dobry znak!
Dzisiaj daruję Ci poznawanie mej natury wieszcza,
ale uprzedzam, że to ostatnia taka okazja!
Zostawiam Cię z przepisem na domowej roboty natchnienie (do
receptury z Focusa koniecznie trzeba
dodać trochę Mozarta) i moją Szaloną radościąnadziejąulgą.
Zapraszam do obserwowania, zabierania głosu i, przede
wszystkim, podrzucania ciekawych inspiracji i tematów do dyskusji.
Dziękuję za uwagę!