Za dwa tygodnie matura, a ja już nie mogę
patrzeć na zbiory zadań z matmy. Wymyślam sobie różne zadania: czytam, sprzątam
w swoim pokoju, „rozplanowuję” pracę… ostatnio zaczęłam nawet robić pranie, w
końcu wszystko lepsze niż liczenie.
Stoję sobie w miejscu od kilku miesięcy i
czekam, aż będę mogła ruszyć. Czas po maturze jawi się jako ten, w którym znowu
będzie można żyć. Bo teraz niczego nie
można robić, przecież matura zaraz. W zdawaniu matury najtrudniejsze jest czekanie
na nią. Bardzo chciałam tę sprawę bagatelizować i nie dać się wciągnąć w ogólny
popłoch, ale mi się nie udało. Od dwóch miesięcy mam objawy depresji i coraz
mniej do powiedzenia. Przestałam czytać, pisać, dyskutować, interesować się-
teraz liczę, arkusz za arkuszem, z rozszerzonej matmy to nawet na 60% daję radę,
sukces. Śpię tyle co kot, bo jak nie śpię, to się uczę, a jak się nie uczę, to
mam takie wyrzuty sumienia, że wolę spać. Albo prasować.
Do tego dochodzi dorastanie. Chodzi mi o
przeżywanie tego momentu, w którym trzeba sobie uświadomić, że łatwo to już
raczej nie będzie. Pewnie, życie jest wspaniałe i nie mogę się go całego
doczekać, ale nadal zdarza mi się budzić w nocy i bardzo potrzebować
kogokolwiek, kto pobyłby sobie razem ze mną ciepłym, żywym człowiekiem.
Tak sobie piszę, bo już nikt mnie za bardzo
nie chce słuchać. Gadam przecież o tym wszystkim na lewo i prawo, a wiadomo,
że wyolbrzymiam. Jutro zobaczę trochę słońca, trochę ludzi i mi przejdzie.
Czytam „Sektę egoistów” Schmitt’a, odpręża,
nie wymaga za dużo.
Czekam na koniec maja i jakieś ciekawsze wyzwania.
La única diferencia entre un loco y yo, es que yo no estoy loco.
(Jedyna różnica pomiędzy szaleńcem a mną jest taka, że ja nie jestem
szaleńcem.)
Salvador Dali
***
Trzeba
przestać się nad sobą użalać i wziąć się do roboty. Zmiany najlepiej zaczynać
od teraz i bezwzględnie.
(No i
nie bierzcie sobie mnie za bardzo do serca, bo ja sobie Was do serca nie biorę)
Z poważaniem,
Szaleniec